Usuwanie kwasów i żrących cieczy

Usuwamy niebezpieczne ciecze za pomocą ścierek, ale instalacje ATEX i cleanroomy tworzymy z milimetrową precyzją.

W wielu branżach dba się o środki ochrony osobistej, oznakowanie CE i klasyfikację ATEX. Jednak gdy dochodzi do rozlania substancji żrącej, w praktyce najczęściej zawodzi czynnik ludzki, a nie sprzęt. Co zatem zrobić, gdy na podłodze pojawi się niewielka kałuża płynu – zasady, kwasu lub rozpuszczalnika?

Ten artykuł porusza problem lekceważonego aspektu bezpieczeństwa: praktycznego postępowania z rozlanymi, niebezpiecznymi cieczami, w tym substancjami żrącymi, łatwopalnymi i szkodliwymi dla zdrowia. To właśnie w tym aspekcie może zawieść Twoja ocena ryzyka .

Dokumentuje się wszystko, z wyjątkiem sytuacji, gdy na podłodze pojawi się ciecz.

We współczesnej produkcji inwestuje się miliony w bezpieczeństwo i precyzję. Budujemy strefy ATEX, cleanroomy oraz systemy zamknięte, w których każdy gram pyłu czy każdy mililitr cieczy może stanowić zagrożenie. Czujniki są walidowane. Środki ochrony osobistej posiadają oznakowanie CE. Skuteczność filtrów jest dokumentowana.

Ale co się dzieje, gdy ktoś upuści naczynie z zasadą albo rozleje odrobinę rozpuszczalnika podczas czyszczenia?

Jak wygląda faktyczne postępowanie w takiej sytuacji? Czy sięga się po szmatę, mop, środek neutralizujący w postaci sorbentu albo po wannę wychwytową? A może stosuje się kombinację tych metod, w zależności od tego, kto zauważy rozlanie i gdzie ono nastąpi?

Wiemy, że wielu zakładach pracy istnieją szczegółowe plany awaryjne i certyfikowany sprzęt. Wiemy również, że wiele drobnych rozlań usuwa się po cichu, nieformalnie, bez dokumentacji. Rzadko wynika to ze złej woli, częściej z rutyny. I być może właśnie w tym tkwi problem

Zaniechania w codziennej pracy

To często właśnie w takich drobnych incydentach wystepuje największe lekceważenie bezpieczeństwa. Kilka mililitrów pod przyłączem zbiornika. Resztka cieczy w instalacji CIP. Butelka, z której lekko kapie spod nakrętki.

Zdarzenia, które niekoniecznie uruchamiają alarmowe procedury, ale mimo to niosą ze sobą ryzyko, zwłaszcza gdy ich obsługa jest niespójna, niedokładna, niedokumentowana lub całkowicie nieformalna.

W niektórych instalacjach ATEX zdarza się, że łatwopalne ciecze wycierane są papierowymi ręcznikami bez uziemienia. W cleanroomach można spotkać domowe wiadra wykorzystywane do odpadów zawierających kwasy. W środowiskach procesowych zdarza się, że parujące ciecze są zbierane przy użyciu sprzętu, który nie posiada ani filtra węglowego, ani odporności na działanie kwasów. Wszystko to jest zrozumiałe. Jest praktyczne. Jest w dobrej wierze. Ale rzadko bywa wystarczające.

Nadal są też miejsca pracy, w których personel nie ma jasnych wytycznych, czy ciecz, z którą ma do czynienia, jest kwasowa, zasadowa czy łatwopalna – i jak ją bezpiecznie usunąć.

Wiele substancji żrących jest przezroczystych, bezwonnych i przypomina wodę. Jednak nawet w niewielkich ilościach mogą powodować korozję, uszkodzenia spowodowane oparami i obrażenia u ludzi, zwłaszcza jeśli pozostaną niewytarte. Nie chodzi tylko o stężenie.

Nawet „łagodny” kwas może stać się niebezpieczny, jeśli odparuje, zareaguje z innym materiałem lub rozprzestrzeni się w wrażliwym obszarze.

W cleanroomach już kilka mililitrów może oznaczać konieczność wybrakowania produkcji. zapłonu.

W strefach ATEX może to stanowić źródło zapłonu.

Dlatego o ryzyku decydują nie wygląd cieczy, ale jej właściwości. A to wymaga wiedzy, z jaką substancją ma się do czynienia i odpowiedniego doboru sprzętu.

Pracownicy w cleanroom nie reagują płyn na rozlany pod ich nogami
Kiedy wszyscy wiedzą, że doszło do rozlania, ale nikt nie reaguje.

Na czym właściwie polega problem?

Problem nie powstaje koniecznie w chwili, gdy dochodzi do rozlania. Pojawia się wsposobie naszego obchodzenia się z problemem. Jak zareagujemy, jakie działania podejmujemy.

Gdy nie ma procedur i improwizuje się podczas reagowania na drobne incydenty, wysyła to jasny sygnał: to nie jest aż tak ważne.

Tymczasem ciecze parują. Kwasy żrą. Rozpuszczalniki mogą być zarówno łatwopalne, jak i szkodliwe dla zdrowia. A jeśli są ochodzi się z nimi w niewłaściwy sposób, albo po prosu bez należytej uwagi – ryzykujemy nie tylko poważnymi wypadkami, lecz także ukrytymi konsekwencjami: bezpośrednimi obrażeniami u ludzi, chemicznym pogorszeniem jakości powietrza wewnętrznego, korozją sprzętu, obciążeniem systemów wentylacyjnych czy gromadzeniem się łatwopalnych oparów.

Nie chodzi o to, by robić wszystko perfekcyjnie. Chodzi o to, by robić to świadomie. Bo gdy usuwamy ciecz, powinniśmy wiedzieć, że:

  • co to za rodzaj substancji,
  • jakie stwarza zagrożenie,
  • jak wpływa na sprzęt, materiały, ludzi i środowisko,
  • oraz jakie działanie jest odpowiednie.

Wszystko to może wydawać się przesadą do chwili, kiedy konsekwencje zaniedbań są już nieodwracalne.

Dlaczego nie mówi się o tym częściej?

Być może dlatego, że wydaje się to banalne. Bo rozlania i sprzątanie to zadania codzienne, których nikt nie chce komplikować. Bo niemal wstyd zadawać pytania o coś, co robi się mimochodem kilka razy dziennie. Bo nie jest to wystarczająco „atrakcyjny” temat, by trafił na kolejną dyskusję o bezpieczeństwie w pracy. Ponadto, skoro nikt nie zastanawia się nad ryzykiem i skalą problemu, nie dostrzega się też potrzeby inwestowania w dodatkowy sprzęt.

I to tutaj kryje się sedno problemu. Gdy mówimy o postępowaniu z chemikaliami, zwykle mamy na myśli magazynowanie, dozowanie, wentylację i środki ochrony osobistej. Natomiast w momencie, gdy dochodzi do rozlania i trzeba je usunąć, często nie znajduje to odzwierciedlenia w procedurach BHP. Bo nie jest to ani proces, ani urządzenie – to po prostu zwykła, niezauważana czynność.

Ponadto często brakuje wskazania odpowiedzialnego podmiotu. Nikt dokładnie nie wie, czy oodpowiedzialny jest dział produkcji, działu sprzątający, zespół BHP czy dział utrzymania ruchu. I właśnie w tej „ziemi niczyjej” pojawia się wspólny mianownik: robimy tak, jak zawsze. To tutaj trzeba rozpocząć dyskusję i zwrócić uwagę na problem.

Zabezpieczone dłonie ze spryskiwaczem rozpylają drobne aerozole w powietrzu: symbol niewidocznego zanieczyszczenia w cleanroomie.
Rozpylanie w rękawiczkach wydaje się być bezpieczne

Być może rozpyłasz niechciane cząstki – nawet o tym nie wiedząc

W cleanroomach nie chodzi tylko o to, co znajduje się na podłodze, ale także o to, co zostaje ponownie wprowadzone w obieg powietrza. Gdy konwencjonalny odkurzacz do pracy na mokro zbiera żrące lub lotne ciecze bez zastosowania zarówno filtra węglowego, jak i odpowiedniego filtra do pochłaniania drobnych cząstek, istnieje ryzyko, że szkodliwe opary i aerozole zostaną rozprzestrzenione z powrotem w pomieszczeniu. To tak, jakby rozpylać cząstki chemiczne w kontrolowanym środowisku, tylko że bez możliwości ich zobaczenia.

A w cleanroomie to niewidoczne cząstki są znacznie groźniejsze niż widoczne zabrudzenia:

  • Mogą osadzać się na sprzęcie i produktach
  • Mogą prowadzić do krzyżowej kontaminacji
  • Mogą podważyć całą klasyfikację (np. ISO 14644-1)

Wielu sądzi, że filtr HEPA wystarczy – ale on zatrzymuje jedynie cząstki stałe, nie opary.

Dlatego wymagane są 2 rodzaje filtrów:

  • ULPA lub HEPA (pochłaniajacy cząsteczki)
  • Filtr z węglem aktywnym (zattrzymujący opary)

To nie sprzęt jest punktem wyjścia – punktem wyjścia jest świadomość.

Istnieje wyposażenie, które pozwala bezpiecznie obsługiwać żrące ciecze. Istnieją filtry, pojemniki, materiały i rozwiązania przeznaczone zarówno do stref ATEX, jak i do cleanroomów oraz pracy z chemikaliami ciekłymi. Nie tego nam brakuje. Brakuje nam podejścia, w którym traktuje się sytuację na tyle poważnie, by w ogóle zadać pytanie: czy postepujemy w odpowiedzialny sposób?

Bo być może to nie odkurzacz ani wanna wychwytowa są najsłabszym ogniwem. Być może problemem jest to, że nikt nie zadał pytania, czy używane rozwiązanie w ogóle jest właściwe. Albo że ktoś kiedyś wybrał je w dobrej wierze – i od tego czasu nikt go nie zweryfikował.

To nie jest zarzut. To zaproszenie do przyjrzenia się temu, co i jak robimy, w sytuacjach, w których postepujemy nadmiernie rutynowo. Bo właśnie tam kryje się szansa na poprawę.

Rozlana ciecz i pojemniki z substancją żrącą oraz urządzenie do stref ATEX
Przykład usuwania cieczy przy użyciu jednostki ssącej z certyfikatem ATEX, umieszczonej w pobliżu chemikaliów – urządzenia, które jednocześnie ogranicza emisję oparów i zapobiega gromadzeniu ładunków elektrostatycznych.

Co oznacza prawidłowe usuwanie cieczy?

Prawidłowe usuwanie to nie tylko pozbycie się cieczy, ale także:

  • ograniczenie emisji oparów, zanim się rozprzestrzenią,
  • zapobieganie powstawaniu ładunków elektrostatycznych, które mogą inicjować wybuch,
  • stosowanie materiałów odpornych na działanie cieczy zamiast nie zwykłego plastiku,
  • właściwe filtrowanie w przypadku użycia odkurzacza, np. z filtrem węglowym lub filtrem ULPA,
  • zapewnienie pełnej identyfikowalności, jeśli wymagają tego przepisy dokumentacyjne (np. klasa ISO, cleanroom lub strefy ATEX).

Często problemem nie jest ilość cieczy, lecz sprzęt używany do jej usuwania.

May 2025

Links do regulacji obowiązujących w EU, USA i Kanadzie

Guide for Chemical Spill Response – American Chemical Society (ACS)
https://www.acs.org/about/governance/committees/chemical-safety/publications-resources/guide-for-chemical-spill-response.html

Chemical Hazards and Toxic Substances – U.S. OSHA
https://www.osha.gov/chemical-hazards

ATEX dyrektywa 2014/34/EU – Komisja Europejska
https://single-market-economy.ec.europa.eu/sectors/mechanical-engineering/equipment-potentially-explosive-atmospheres-atex_en

Spill Response – Chemicals – Canadian Centre for Occupational Health and Safety (CCOHS)
https://www.ccohs.ca/oshanswers/chemicals/spill-response-chemicals.html

Seveso III-dyrektywa (2012/18/EU) – Wikipedia
https://eur-lex.europa.eu/eli/dir/1996/82/oj/eng

Przewijanie do góry